czwartek, 13 lipca 2017

2629 krawat, 2629 dzień, 12/7/17

Dobry wieczór! Pewnie z powodu ćwiczeń pamięci (dziękuję za pomoc Narodowemu Funduszowi Zdrowia) przypomniało mi się pewne zdarzenie z niedawnej wizyty w Katowicach. Otóż po pobycie w Nikiszowcu i Giszowcu pędziliśmy na złamanie karku do hotelu, żeby się błyskawicznie przebrać i taksówkami na sygnale pojechać 1000 metrów do filharmonii. W aucie nerwowo sprawdzam kilka razy, czy wziąłem bilety, ale ja ich nie mam, ma je koleżanka. Wpadamy do sali, zajmujemy swoje miejsce. Oddycham coraz spokojniej, muzycy wchodzą na scenę, publiczność bije brawo, a ja widzę nasz pokój hotelowy tuż przed wyjściem. Totalny bałagan, porozrzucane rzeczy. Wiadomo, jak to w pędzie. Sprawdzam w kieszeni, mam kartę do drzwi pokoju hotelowego. Brawa publiczności, a mnie znowu majaczą się widoki rozgardiaszu i w końcu przychodzi mi do głowy absurdalna myśl: Czy na pewno w pokoju wyłączyłem gaz? Wtedy się całkiem uspokoiłem. Dobranoc.

(krawat: Primavera, Tie Rack)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz