Sometimes bowties


Używana w Polsce nazwa mucha, muszka pochodzi najpewniej z języka niemieckiego i jest dosłownym tłumaczeniem die Fliege. Osobiście żałuję, że mucha nie jest motylem, bo motyl i barwniejszy, i sympatyczniejszy. Ale kiedy nadawano musze nazwę muchy była głównie kojarzona z tą wersją oficjalną frakowo-surdutowo-smokingową, a więc używano jej przede wszystkim w kolorach białych, czarnych i granatowych.
W moim życiu mucha pojawiła się niespodziewanie. Był to koniec lat siedemdziesiątych. Moja przyjaciółka z Saskiej Kępy, Dorota Wiśniewska wygrzebała gdzieś w domu szwedzką muchę. Nie pamiętam dokładnie kto był jej pierwszym właścicielem, chyba dziadek, a może wujek. Muchę od niej dostałem pod warunkiem, że ją będę nosił. W tamtych czasach noszenie muchy stanowiło przejaw wyjątkowego konserwatyzmu, a nawet ekscentryzmu. Ponadto ta właśnie mucha była najbardziej klasyczną, czyli wiązaną.
Metodą prób i błędów opanowałem wiązanie muchy. I któregoś dnia zameldowałem się u koleżanki przentując dumnie otrzymaną od niej muchę pod szyją. Szczęśliwie w sklepie pod arkadami między placami Konstytucji a Zbawiciela w Warszawie udało mi się kupić kraciastą marynarkę, która była „odrzutem z eksportu”*, zaś na pawlaczu w domu odnalazłem amerykańskie popelinowe koszule mojego ojca z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Krótkomówiąc: miałem do czego zakładać muchę, więc zacząłem ją nosić na co dzień. W ten sposób pod koniec lat siedemdziesiątych byłem prawdopodobnie jedynym 19-20 latkiem, który regularnie wiązał sobie i paradował po ulicy w muszce.




W 1983 roku mój przyjaciel brał ślub i poprosił mnie, bym został jego świadkiem. Ochoczo przystałem na tę propozycję. Państwo młodzi postanowili wziąć ślub niezwykle uroczystej jak na tamte biedne czasy oprawie. W związku z tym postanowili, że zarówno pan młody jak i świadek mają wystąpić we frakach. Fraki zorganizowaliśmy, odpowiednie koszule również, muszki też. Kiedy w jego domu szykowaliśmy się do wyjścia, a ja zaczynałem wiązać muchę, podeszła do mnie starsza, dystyngowana pani, ciotka mojego przyjaciela.
– Dawno nie wiązałem mężczyźnie muszki – mówiła ta elegancka dama. – Sprawi mi pan wielką przyjemność pozwolając ją sobie zawiązać.
Czułem się zaszczycony. Jest to niezwykłe uczucie jak kobieta mężczyźnie wiąże muchę. Jest w tym taka specyficzna intymność, przypominająca trochę taniec.
Tak jak prawdą też jest to, że każdy mężczyzna przynajmniej raz w życiu powinien założyć frak. Nie ma wspanialszego ubrania.