sobota, 8 lipca 2017

2624 krawat, 2624 dzień, 7/7/17

Dobry wieczór! Akurat na peron z dwóch stron wjechały pociągi, kiedy do kobiety z dużą torbą zadzwonił telefon. Początkowo nie chciała go odebrać, jednak po krótkiej chwili wahania, zdecydowała się zatrzymać i zrezygnować na razie z jazdy. Po krótkiej chwili grzebania w torbie wyciągnęła telefon. Do moich uszy dobiegło zniecierpliwione: „Słucham”. Nagle jej twarz zamarła, a w oczach pojawił się lęk. Wybuchła gwałtownym płaczem. Mimo że wokół roił się tłum ona z tą swoją rozpaczą i łzami wydawała się bardzo samotna. Zaraz zresztą zrobiło się wokół niej pusto. Nie dlatego że płakała, ale ludzie po prostu odjechali swoimi pociągami lub opuścili stację. Wtedy dotarły do niej jej słowa. Dowiedziała się o śmierci kogoś bardzo bliskiego. Kiedy zakończyła rozmowę jeszcze przez krótką chwilę płakała, ale już ciszej, jakby ją krępowała samotność w pustej stacji metra. Szybko jednak zebrała się w sobie, otarła twarz. Zadzwoniła do kogoś i mówiąc już bardzo spokojnie, dość zasadniczym tonem, przekazała smutną wieść. Potem zdecydowanym krokiem ruszała do wyjścia. Szła z determinacją ludzi, którzy muszą wykonać jedną z najsmutniejszym i najważniejszych spraw. Pogrzeb jest ostatnim gestem naszej miłości. Dobranoc.

(krawat: Oakland)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz