sobota, 1 lipca 2017

2617 krawat, 2617 dzień, 30/6/17

Dobry wieczór! Na ulicy ściska się para. Ale nie namiętnie. Raczej wyglądają dość smutno. Tak jakby coś się stało.  Mam wrażenie, że on ją pociesza. Wyglądają poważnie. Widzę ich od pasa w górę, bo resztę zasłaniają zaparkowane samochody. Oboje są ubrani w czarne rzeczy. On w koszulę. Ona w bluzkę z białym kołnierzykiem, w dłoniach trzyma dość ponury bukiet ciemnoczerwonych róż. – Pewnie jadą na pogrzeb kogoś bliskiego – pomyślałem. Po chwili i po przejściu kilkunastu kroków historia, którą zacząłem budować w myślach całkiem upada. Zobaczyłem ich ubranie od pasa w dół. On w barwnych kraciastych szortach i seledynowych adidasach. Ona w czerwonej sukience i japonkach. – Przynajmniej dobrze, że nikt nie umarł – pomyślałem w tym momencie. – Po prostu on nabroił i przyszedł ją przeprosić. Ona dalej jest nim załamana, ale chyba jednak spęka.
Miałem tyle myśli i wrażeń, a nie minęło nawet pół minuty. Dobranoc.

(krawat: Charleston – Tie Rack)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz