piątek, 4 grudnia 2015

2043 krawat, 2043 dzień, 4/12/15

Dobry wieczór! Zaczęli śpiewać dość niezdarnie. Głosy dziewczynki i chłopaka brzmiały oddzielnie. Zawodząco. Słowa – jak przypuszczam – rumuńskie drażniły moje wrażliwe uszy. Nie szło im wyraźnie, ale w połowie zwrotki nagle zaczęło się coś dziać. Przestałem ze zniecierpliwieniem patrzeć zza okno tramwaju. Teraz brzmieli dobrze. Stopniowo było słychać ten charakterystyczny dla ludowych wykonawców ekstatyczno-mantryczny śpiew. Taki pełen silnej emocji, wywołujący ekstazę. Dłoń sama zaczęła wędrować do portfela. Czekałem na dalszy ciąg, tego co najbardziej lubię w muzyce ludowej. Czego zawsze szukam. Muzycy zawodowi nie potrafią osiągnąć takich chropowatych emocji, że aż dreszcze chodzą mi po plecach. To domena grajków i śpiewaków ludowych. Ale zaraz po pierwszej zwrotce, ledwie udanej, zamilkli. Spektakl zakończył się nim się zaczął. Przemierzali wagon nadstawiając kubki na honoraria. Moja dłoń się cofnęła. Portfel został nietknięty. Dobranoc.

PS.Wszystkim Barbarom i górnikom serdeczne życzenia.

(krawat: Italian)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz