niedziela, 13 września 2015

1961 krawat, 1961 dzień, 13/09/15

Dobry wieczór! Moja babcia, mama mamy, miała twarz Chinki. Zresztą większość rodziny z jej strony to byli ludzie o azjatyckich rysach. Najbardziej chyba wschodnio wyglądał jeden kuzyn określany przez nas z powodu miejsca zamieszkania „wujkiem spod koszar”. On nosił zresztą takie ubranie w stylu mundurowym i w ogóle można było go wziąć za członka Kuomintangu. Wtedy rzadko widziało się w życiu codziennym ludzi o azjatyckich rysach, nawet w telewizji, która przecież nadawała tylko kilka godzin dziennie, a i w prasie również nie było wiele zdjęć, więc jak jako małe dzieci widzieliśmy w gazetach tow. Mao, to nam wydawał się kimś bliskim. Kuzynem prawie.
Poza tym babcia wyglądała jak babcia z klasycznych obrazków, które były wtedy w książkach dla dzieci. Miała kok zwinięty z uplecionego warkocza i na czubku nosa okrągłe rogowe okulary. Pamiętam ją w granatowej sukience w białe grochy jak siedziała przy stole w kuchni czytając książkę. Babcia jak zaczęła coś czytać to musiała to skończyć.
Opowiadała mi, że przed wojną były gazety poważne i takie w stylu „zabili go i uciekł”. Znaczy, że bohater tekstu w takiej gazecie stracił głowę, którą odciął mu mąż kochanki. I on bez tej głowy uciekał do Ameryki i jeszcze dalej, aż z własną, odrąbaną głową spotkał się w Chinach, gdzie doktor Li mu ją cudownie przyszywał znieczulając najpierw opium. Po odzyskaniu fizjognomii nasz bohater wracał potajemnie do kraju jako wróż. Uwalniał ukochaną z niewoli klasztornej, a dzięki dowodom zbrodni strasznego męża doprowadzał do skazania na śmierć. Za śmierć na sobie. Wtedy ze swoją wybranką wyjeżdżał na Tahiti, gdzie żyli długo i szczęśliwie.
Później dowiedziałem się, że takie sensacyjne dzienniki nazywały się przed wojną czerwoniakami od koloru winiety. Dzisiaj nasze gazety chcą być jednocześnie w stylu „zabili go i uciekł” i na poważnie. Takie czasy. Dobranoc.
(krawat: no name)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz