Dobry wieczór! W telewizji taśm z Magdalenki nie oglądałem, bo jej już kiedyś widziałem, więc wybrałem „Dowody zbrodni”. Magdalenka, Magdalenki... Przypomniał mi się cytat, oczywiście nie na temat, choć wydaje mi się, że pasuje on do krawatu Old Ascot, który mam dzisiaj na sobie: „ (...) kiedy, po śmierci osób, po zniszczeniu rzeczy, z dawnej przeszłości
nic nie istnieje, wówczas jedynie smak i zapach, wątlejsze, ale żywsze,
bardziej niematerialne, trwalsze, wierniejsze, długo jeszcze, jak dusze,
przypominają sobie, czekają, spodziewają się – na ruinie wszystkiego – i
dźwigają niestrudzenie na swojej znikomej kropelce olbrzymią budowlę
wspomnienia. I z chwilą, gdy poznałem smak zmoczonej w kwiecie lipowym
magdalenki, którą mi dawała ciotka (mimo, że jeszcze nie wiedziałem i
znacznie później miałem odkryć, czemu to wspomnienie czyniło mnie tak
szczęśliwym), natychmiast stary, szary dom od ulicy, gdzie był pokój,
przystawił się niby dekoracja teatralna do wychodzącej na ogród
oficynki, którą zbudowano dla rodziców od tyłu (owa ścięta ściana,
jedyna, którą wprzód widziałem), i wraz z domem miasto, rynek, na który
wysyłano mnie przed śniadaniem, ulice, którymi chadzałem od rana do
wieczora i w każdy czas, drogi, którymi się chodziło, kiedy było ładnie.
I jak w owej zabawie, w której Japończycy zanurzają w porcelanowym
naczyniu pełnym wody kawałeczki papieru z pozoru byle jakie, które ledwo
się zanurzywszy wydłużają się, skręcają, barwią, różniczkują się,
zmieniając w kwiaty, w domy, w wyraźne osoby, tak samo teraz wszystkie
kwiaty z naszego ogrodu i z parku pana Swanna i lilie wodne z Vivionne, i
prości ludzie ze wsi, i ich domki, i kościół, i całe Combray, i jego
okolice, wszystko to, przybrawszy kształt i trwałość, wyszło – miasto i
ogrody – z mojej filiżanki herbaty”. To oczywiście Marcel Proust („W poszukiwaniu straconego czasu – W stronę Swanna”, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński). Dobranoc.
(krawat: Old Ascot)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz