wtorek, 22 października 2013

1271 krawat, 1271 dzień, 22/10/13

Dzień dobry!
Wczorajszy wieczór spędziłem w przemiłym gronie na promocji „Dzienników z kampanii rosyjskiej 1914-1916” Augusta Krasickiego. W zastępstwie nieżyjącego od dekad Autora wypowiadali się wnukowie i historycy.
Ja też podczas koktajlu w mniejszym gronie snułem pewną opowieść, którą - mam wrażenie - jak to na przyjęciu nie dokończyłem. Historia, też na swój sposób wojenna, pochodzi z czasów kiedy pracowałem w „Gazecie Wyborczej”, gdzie prowadziłem rubrykę „Korupcja codzienna”. Opowieść ta nie była publikowana.
Otóż opowiadałem o imprezie sprzed kilkunastu lat, którą zorganizował Klub Biznesmena z pewnego miasteczka. Klub ten potocznie nazywany był w okolicy mafią. Z zaproszeniami wysłano ogolonych na łyso i ubranych w dresy młodzieńców. Ci młodzi ludzie w swoich szalonych beemkach odwiedzili lokalnych przedstawicieli spontanicznie rodzącego się kapitalizmu z propozycją nie do odrzucania: „Mamy zaproszenie na bal biznesmena naszego miasteczka”. Zaproszenia rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, ludzie kupowali po kilka sztuk. Każdy chciał przyjść nie tylko w towarzystwie żony, ale i też z przyjaciółmi lub rodziną. Bal okazał się wielkim sukcesem. W trakcie imprezy zorganizowano wspaniałą licytację dzieł sztuki. Okazało się, że jakaś pani w tym miasteczku malowała koszmarne landszafty, które były tak straszne, że wcześniej nie spotykały się z zainteresowaniem. A tu nagle na balu padały w licytacjach ceny, których nie powstydziliby się znani i cenieni artyści. Byli tacy co kupili kilka obrazów.
Morał z tej opowieści płynie taki, że w kontakcie z dziełem sztuki nie jest ważna jego wartość artystyczna, lecz często najważniejsze jest przeżycie. A dokładniej wola przeżycia.
Miłego dnia.

(krawat: Alessandro Magno)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz