piątek, 12 maja 2017

2567 krawat, 2567 dzień, 11/5/17

Dobry wieczór! Zwykle nie piszę o polityce, bo uważam ją za nudną i przewidywalną. Zwykle z wyprzedzeniem kilkudniowym wiem co się stanie. A ja jeśli chodzi o wypowiedzi polityków to pisałbym im dużo lepsze. Nie rozumiem, po co tyle emocji. Oczywiście, mam swoje niespełnione marzenia związane z polityką. Bardzo chciałbym, żeby jednocześnie zatrudniły mnie dwa zwalczające się ugrupowania, a ja w ich imieniu toczyłbym spór. Mogę obiecać, byłby to spór merytoryczny i kulturalny. Podniósłbym debatę publiczną na niebotyczny poziom.
Ale ja nie o tym chciałem. Otóż odzywam się, bo czuję się trochę odpowiedzialny za ostatnie wydarzenia. Chodzi mi o te białe róże. Wyczuwam tutaj inspirację posła Andrzeja Halickiego z PO. Wieki temu, czyli dokładnie zaraz po wyborach prezydenckich w 1995 roku założyliśmy wspólnie nieformalną organizację – Bractwo Biała Róża, która miała zwalczać postkomunistów i korupcję. Tygodnik „Polityka” określił nas mianem „tajemniczej” organizacji, słusznie zresztą. Zaczęliśmy od walki z prezydentem-elektem Kwaśniewskim. Zorganizowaliśmy lub współorganizowaliśmy kilka, całkiem sporych manifestacji. I na tym nasza aktywność się właściwie skończyła. Wydaliśmy jeszcze jakąś broszurę. Ostatnim akordem była krótka współpraca z grupą polityczno-intelektualną z Wrocławia o nazwie – jeśli dobrze pamiętam – Psie Pole. I wtedy wszystko spsiało kompletnie, a my przestaliśmy działać.
Te białe róże to w gruncie bardzo stare kotlety, które zresztą my sami wtedy dość śmiesznie odgrzewaliśmy (świadomie używam takiego porównania). Dietetycy radzą, żeby jadać tylko świeże potrawy, więc nie ma co odgrzewać dalej. Andrzeju – zwracam się do posła Halickiego – poszukaj innych kwiatów. Moim zdaniem, gerbery będą lepsze. Dobranoc.

(krawat: Debenhams)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz