sobota, 1 kwietnia 2017

2526 krawat, 2526 dzień, 31/3/17

Dobry wieczór! Miałem wyjść z psami do parku. Już zakładam trencz na siebie, już psom zapinam obroże, już trzymam rękę na klamce. I nagle... Gdzie są klucze? Nie zostawiłem ich zamku. To dobrze! Jestem w domu, więc jest dowód na to, że wszedłem i w ogóle jestem. Szukam pod stołem i na stole, na blacie i w szufladzie. W kieszeniach marynarki, spodni i płaszcza. W przedpokoju, pokoju i kuchni. Zaglądam do łazienki. Nigdzie nie ma. Dramat, rozpacz. Psy kompletnie załamane, bo wiedziały – zawsze to wiedzą – że idą do parku. W takim sytuacjach jest jedno wyjście. Zdejmuję trencz, czapkę, szalik i marynarkę. Jeszcze buty. Rozluźniam sobie krawat, psom obroże. Biorę szklankę wody. Siadam wygodnie na kanapie. Zdejmuję skarpety. Mówię sobie: nigdzie nie idę. Zrelaksuję się. Rzeczywiście, czuję, że odpływam. I wtedy klucze wypełzają z ukrycia. Powoli przesuwają się  w moją stronę. Próbują nie rzucać się w oczy. Świadome, że narozrabiały. I wtedy je chwytam. Ściskając klucze cały czas w dłoni szybko ubieram się, biorę psy i wybiegam z domu. Po chwili jestem w parku. Jezu, czy zamknąłem drzwi!? Dobranoc.


1 komentarz: