niedziela, 12 lutego 2017

2478 krawat, 2478 dzień, 11/2/17

Dobry wieczór! Z żoną tak przy święcie postanowiliśmy pójść do kina na amerykański film „Jackie”. Jak za dawnych lat wybraliśmy kino studyjne i poszliśmy do „Kultury”. Już przed seansem było widać, że to impreza pokoleniowa. Dozwolone od lat 50. Była jakaś para młodych (40+), ale oni w przeciwieństwie do pozostałych udawali starych. Trochę jak na manifestacjach KOD-u. Na początku projekcji był nawet drobny incydent. Jakaś seniorka próbowała rozmawiać przez telefon mając głośnik ustawiany na cały regulator. Parę ostrych uwag zmusiło ją do przerwania miłej pogaduszki o niczym, choć zabrakło mi uwag w rodzaju: „Panna mogłaby być cicho!” lub „Cisza, smarkulo!”. Po seansie publiczność zastygła, nawet się bałem, że to nie z wyrafinowania i kulturalnego obycia, a z jakiegoś masowego zasłabnięcia. Okazało się jednak, że czytali napisy. Albo udawali.
Film mnie rozczarował. Słaby. Można powiedzieć, że taki propisowski, czy nawet prorydzykowski, bo jedyny sens nadawały mu wypowiedzi księdza. Nie mogę narzekać, nie nudziłem się, bo opowiadał (zresztą w miarę wiernie) o przygotowaniach do pogrzebu Kennedy'ego, a tematyka funeralna to przecież moja wielka pasja. Porównywałem więc sceny z filmu ze zdjęciami z książki „Four days*”, która stoi u mnie w domu na półce. Dobranoc.

*Four days. The historical record of the death of president Kennedy compiled by United Press International and American Heritage Magazine, Introduction by Bruce Catton, 1964.

(krawat: no name)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz