Dobry wieczór! Widzę, że mój wczorajszy wpis o ludziach pukających do naszych drzwi wzbudził zainteresowanie, więc chciałbym przypomnieć mój starszy tekst „Bóg-matka i Koreańczycy w parytecie”, który napisałem sześć lat temu w innym moim blogu Frankenstein (frankenstein-pl.blogspot.com), od jakiegoś czasu nie ma tam nowych wpisów, bo jednak dwa blogi to byłoby za dużo. Myślę, że ten tekst omawia nie tylko drażliwe kwestie stukania do cudzych drzwi, ale i też delikatne, coraz bardziej aktualne kwestie wielokulturowości oraz równości. A oto ten tekst:
Jestem zwolennikiem parytetu. W każdej sprawie i dla każdej grupy. A
dlaczego nie? Jedni mają mieć lepiej od drugich. Jakim prawem? Niech
wszystkim będzie kiepsko. Dlatego parytet musi też obejmować wiek i
wykształcenie. W Sejmie powinien zasiadać np. tylko jeden analfabeta, a
nie tak jak jest teraz…
Właśnie tradycyjny Międzynarodowy Dzień
Kobiet w tym roku upłynął pod znakiem dyskusji o parytecie. Śmieszy mnie
ta debata, zwłaszcza z pozycji zatwardziałych mężczyzn, stanowczo
przeciwstawiających się temu – jak to określają – idiotyzmowi. Bredzą,
nie wiedzą też co czynią.
Jeśli kobieta chce futro, niech sobie
kupi futro. Nie ma co jej zabraniać, bo ona i tak je będzie miała.
Ktokolwiek myśli, że jest inaczej, gada głupoty. Ale kobieta nie pragnie
już futra. Marzy o innych sprawach. I dobrze. To świadczy o naszym
postępie cywilizacyjnym.
Kiedyś bajerowało się kobiety na futro
lub biżuterię. Teraz trzeba na parytet. Co gorzej? Wcale nie. Efekt taki
sam. A jaka oszczędność.
Tak sobie rozmyślałem w dzień moich
urodzin, który co roku jest 8 marca, gdy nagle usłyszałem dzwonek do
drzwi. Otworzyłem. I ujrzałem parę młodych ludzi. Para, nie para. Krótko
mówiąc, przyszli do mnie w parytecie. Oczy mieli skośne. Oboje ukłonili
się zgodnie ze wschodnim zwyczajem, a mężczyzna zaczął mówić: -
Jesteśmy z Korei, i chcemy ćwiczyć mówić po polski.
- Bardzo mi miło – odpowiedziałem w pokłonie.
- My chcieć rozmawiać z pan – kontynuował mężczyzna czyniąc kolejny pokłon, na co odpowiedziałem milczącym skinieniem.
- Czy pan interesować się bóg-matka? – zapytał nagle mężczyzna czyniąc ze znaku zapytania ukłon.
- Nie interesować mnie ani bóg, ani matka – odpowiedziałem czyniąc stanowczy skłon.
- A czy nie chcieć o tym porozmawiać? – pokłon i riposta Koreańczyka były błyskawiczne.
- Nie chcieć – odpowiedziałem gwałtownym ukłonem uważając jednak, by nie stał się on tradycyjnie polskim uderzeniem „z główki”.
- A czy nie chcieć o bóg-matka porozmawiać w przyszłości – skłony mężczyzny stawały się coraz bardziej natarczywe.
-
Nie interesować mnie i bóg, i matka – powtórzyłem cedząc słowa przez
zęby podczas głębokiego i szybkiego pokłonu. – Nie chcieć – dorzuciłem
jeszcze kurtuazyjnymi ukłonami. – Jam wam dziękować za miła rozmowa.
Życzyć wszystkiego najlepszego - bredziłem szukając podczas ukłonów
klamki.
Bałem się o dziewczynę, która przez cały czas rozmowy nic
nie mówiła, kłaniając się jedynie w rytm naszej dyskusji. Teraz lękałem
się, że zamykając zbyt gwałtownie, moje drzwi spotkają się z jej
kłaniającą głową. Na szczęście wykonali ukłon z krokiem do tyłu i wrota
do mojego zamku mogły zostać zamknięte.
Byłem wykończony. Czułem,
że zaraz bym skapitulował. Kobiecie można ofiarować futro lub parytet,
ale co można dać uprzejmym Koreańczykom w parytecie z bogiem-matką?
Dobranoc.
(krawat: Tá Bom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz