wtorek, 1 września 2015

1948 krawat, 1948 dzień, 31/08/15

Dobry wieczór! Dzisiaj w rocznicę „Solidarności” myślałem o milicjantce, starszej kobiecie w demencji, którą policja wyrzuciła na bruk w miniony weekend pozostawiając ją samą sobie. Dla mnie, ale myślę, że dla większości  tych z nas, którzy przeżyli Sierpień 1980 roku i następne 16 miesięcy karnawału wolności, „Solidarność” była przede wszystkim protestem przeciwko bandytyzmowi instytucjonalnemu.
W czasie tamtych miesięcy razem z grupą przyjaciół, wywodzących się bardzo różnych środowisk zrobiliśmy teatr dla dzieci, który grał w warszawskim szpitalu dziecięcym na ulicy Działdowskiej (tak na marginesie: po wypadku na początku pierwszej klasy podstawówki leżałem w tym szpitalu, ale to nie miało wpływu na tę późniejsza przygodę). Zabawa była absolutnie apolityczna, choć pamiętam, że kilka organizacji zgłosiło się do mnie, byśmy wzięli ich patronat. Zostaliśmy do końca nieformalni i niezależni.
„Solidarność” ze szpitala dała salę wykładową z fortepianem, Teatr Narodowy kostiumy (grałem w surducie Dziewońskiego!), harcerze deski na dekorację, ktoś ufundował papier (przykro mi, że nie pamiętam), spółdzielnia Inco Veritas podarowała farby, coś tam było od solidarnościowców i NZS z Akademii Medycznej. Kolega Zygmunt Stebel skonstruował niezwykłą technicznie dekorację, kilku ochotników pomalowało olbrzymie plansze. W ostatniej chwili kaznodzieja ze zboru baptystów zrobił nam oświetlenie sceny. Zagraliśmy „Krawca Niteczkę” we własnej adaptacji i z własną muzyką. Przygotowaliśmy dwanaście piosenek do 40-50. minutowego spektaklu. Ja grałem główna rolę, pewnie z powodu niezwykłej chudości (aż trudno w to uwierzyć!), a Andrzej Przygodzki wcielił się w kilka bardzo trudnych i różnych ról. Zagraliśmy z sukcesem (przynajmniej tak mówili) i myślę, że była to jedna z lepszych rzeczy jakie udało mi się zrobić w życiu i miałem to szczęście, iż zrobiłem to bardzo wcześnie.
Oczywiście, kiedy nastał stan wojenny kontynuowanie tego apolitycznego projektu było niemożliwe. Potrzebna była zgoda komisarza wojskowego. Tak Jaruzelski zniszczył mi teatr. Zawsze 31 sierpnia myślę o tym naszym teatrzyku.
Ale też coraz częściej wspominam o ludzi, którzy dla mnie dużo znaczyli, a którzy odeszli. Myślę o kuzynie Jerzym Węglarskim, który niedawno zmarł w Nowym Jorku. Był członkiem zarządu „Solidarności” Świętokrzyskiej i założycielem filii Niezależnej Oficyny Wydawniczej w Kielcach. Internowany od pierwszego do ostatniego dnia, a potem zmuszony do emigracji. Jurek zawsze miał na mnie wpływ, myślę, że między innymi dzięki niemu nauczyłem się chodzić własnymi ścieżkami. Wspominam Tadka Nowaka, najmłodszego członka komitetu strajkowego w Gdyni w grudniu 1970. Tadek był moim starszym kolegą ze studiów, choć z tego samego roku. W sierpniu 1988 roku byliśmy razem przez pewien czas na strajku w Stoczni Gdańskiej. Myślę również o „Zdeterminowanym” (tak go nazywaliśmy), ojcu mojego przyjaciela Andrzeja Kamińskiego, robotniku z Żerania, dzięki któremu przez kilka lat  wśród robotników rozprowadziliśmy pewnie kilka tysięcy książek drugiego obiegu. O tym myślę zawsze 31 sierpnia. O ludziach i ludzkiej solidarności. Dobranoc.
(krawat: Monti)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz