poniedziałek, 22 września 2014

1606 krawat, 1606 dzień, 22/09/14

Dobry wieczór! Wczoraj był ostatni seans filmowy w kinie Femina, najstarszym kinie w Warszawie. Miejscu niezwykłym, bo w czasie okupacji sale dzisiejszego - przepraszam, już wczorajszego - kina znalazła się w granicach getta i w jej salach działał Teatr Femina, w którym występowali wybitni żydowscy artyści. Dom cudem przetrwał wojnę. Przy wejściu do kina znajduje się tablica ich upamiętniająca. Kino ma stać dyskontem, a pod tablicą zaparkują zapewne wózki na zakupy (choć raczej przypuszczam, że zniknie). Ktoś powie, że dom ma prywatny właściciel i może robić co mu się żywnie podoba. Zgodnie z taką logiką za kilka lat zapewne okaże się, że kamienica nie jest już nic warta, nie ma żadnej wartości historycznej, bo co to za wartość, że kiedyś by w niej teatr i kino. Pewnie ją wyburzą i postawią coś na chwałę dzikiego kapitalizmu. Problem jednak nie we właścicielu, a w myśleniu o tym, czym ma być miasto. A miasto właśnie składa się z takich miejsc i polityka kulturalna władz powinna to uwzględniać, znajdując dla właścicieli różne formy zachęt, by chcieli takie rzeczy chronić. W miastach szukamy czegoś niepowtarzalnego, bo w końcu nikt z nas nie odwiedza Paryża dla Carrefoura i Londynu dla Tesco. Tak samo nikt nie będzie czuł więzi z miastem dlatego że jest w nim Biedronka czy inna Żabka. No, chyba że chcemy, by Warszawa była jedynie mega-sypialnią dla słoików. Dobranoc.

*od razu mówię, że słoiki lubię i szanuję, bo to kocham w dużych miastach. Przyciągają do się ludzi z różnych stron.

(krawat: Marks & Spencer)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz