Cudem odratowany, dzięki przytomności własnego Ojca, zaraz po wyjściu z komory hiperbarycznej zaczął się dopytywać mojej żony, jakbym ja mu prawdy nie mówił, czy rzeczywiście w Sylwestra byłem w piżamie z krawatem. Ech, i jak go nie lubić.
Leży teraz na sali z "tlenkami", bo tak w szpitalu nazywają tych, którzy zatruli się tlenkiem węgla. Większość "tlenków" to ludzie młodzi, co budzi podejrzenia, że przed zabawą Sylwestrową tylko młodzież zażywa kąpieli.
Krawat dedykuję dzisiaj Jemu. Ciemne, dość ponure kolory, bo takie lubi. I motywy muzyczne, bo muzykę on też lubi. Do tego stopnia, że brzdąka na gitarze.
I jeszcze o czymś muszę napisać. Ten mój Znajomy, ten "Tlenek", miał dwa dni przed Sylwestrem sen. Opowiadał o nim rozbawiony. Śniło mu się, że przyszła do niego Kostucha z Monty Pythona i dźgnęła go w klatkę piersiową. Jak to dobrze, że nic nie jadłeś.
Miłego dnia.
(krawat: Tie Land)
jeden z fajniejszych krawatów u Ciebie jak do tej pory ;)
OdpowiedzUsuń@merci: dzieki merci, myślę, że znajomemu też się podoba, dobrego w Nowym Roku
OdpowiedzUsuńDla mnie bomba!
OdpowiedzUsuńSzczególnie podobają mi się rozpanoszone klucze wiolinowe i brak metrum:-)) ( Wreszcie można grać na ile się chce;-))
@retrostyl: Kosz i znasz się na muzyce, to wspaniałe -:))
OdpowiedzUsuń