poniedziałek, 28 sierpnia 2017

2676 krawat, 2676 dzień, 28/8/17


Dobry wieczór! Dramatyczne historie, które ostatnio wydarzyły się na plaży w Rimini, przypomniały mi wydarzenia sprzed ponad czterdziestu lat. Miałem też swoją przygodę w nocy na tamtejszej plaży. Na moje szczęście była to przygoda zupełnie inna, choć na swój sposób nietypowa i trochę niezwykła. Opisałem ją kilka lat temu w mini-opowiadaniu. Ukazało się ono w Paryżu w polskim tygodniku i nosiło tytuł „Jak zostałem włoskim komunistą”. W żaden sposób proszę tego tekstu nie wiązać ze współczesnością. Po prostu naszło mnie na wspomnienia. Dobranoc.

„Jak zostałem włoskim komunistą”

Nasz przyjazd na kemping do Rimini w połowie lat 70. wywołał spore zamieszanie. Ledwo rozbiliśmy namiot, a przed ojcem klęczał jakiś Włoch.
– Santa Madonna! - wskazywał palcem niebo i siebie: – Communista!
Zostawiłem ojca z tym klasowym problemem i poszedłem na spacer. Nad morzem natrafiłem na rozśpiewaną grupę młodzieży. Poczęstowali mnie winem i zapytali skąd jestem.
– Englese?
– No. Polacco.
– Communista?
Był już komunista, ci to pewnie neofaszyści, pomyślałem. Nie pękam, będzie co będzie.
– Si. Communista.
Wyprężyli się na baczność, wyciągnęli pięści i odśpiewali „Bandiera Rossa”. Towarzyszki wycałowały mnie, a towarzysze pokazali swoje legitymacje Komunistycznej Partii Włoch. Miałem ze sobą legitymację szkolną, była potrzebna na granicy do kupna znaczka paszportowego. Przy mojej ich partyjne wyglądały tak marnie jak kartki na cukier przy dolarach.
Następnie doszło do zbliżenia, zacieśnienia przyjaźni oraz do gestów braterstwa, choć z mojej strony ewidentnie były to gesty skierowane w stronę włoskich proletariuszek.
Potem jak spotykałem, gdzieś na ulicy lub plaży, któregoś z towarzyszy unosiliśmy na powitanie pięści do góry. Taka rewolucyjna kurtuazja.
Przed wyjazdem poszliśmy na zakupy. W pewnej chwili zobaczyłem, że z naprzeciwka zbliża się kilkunastoosobowa grupa moich nowych znajomych. Lekko wycofałem się za plecy ojca, by nie widział, kiedy nieśmiało i dyskretnie - jakby drapiąc się w ucho - uniosłem pięść. W odpowiedzi towarzysze jak oddział szturmowy jednocześnie zasalutowali mi tym znakiem rewolucjonistów.
– Widziałeś tych idiotów? - powiedział ojciec. Chyba bardziej do siebie niż do mnie.

(krawat: S.T. Dupont)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz