wtorek, 11 kwietnia 2017

2536 krawat, 2536 dzień, 10/4/17

Dobry wieczór! Pękłem, odstąpiłem od żelaznej zasady i dałem dwukrotnie jałmużnę. Pierwszy raz w tramwaju linii nr 4 w kierunku Służewca. Weszła para rumuńskich Romów, ojciec z kilkuletnią córeczką. Klęczeli i przez dobrych kilka minut wyśpiewali coś niezwykłego. Jakąś mantrę, w której można było usłyszeć i echa muzyki bałkańskiej, i odległe echa korzeni hinduskich. Może nawet mnie, nas przeklinali, bo przecież nikt w tramwaju nie rozumiał słów, ale mnie to wzięło. Zawsze mnie to bierze. Czułem ciarki na plecach. A potem u nas na Mokotowie siwobrody dziadek siedzący na skrzyni z piachem i pijący jakiś napar z niebieskiego kubka poprosił mnie o parę złotych. Gdyby nawet poprosił mnie o pieniądze na flaszkę alkoholu, też bym mu dał. Był w takim wieku, że o wszystko mógł prosić. Dobranoc.

(krawat:  Rico Sangeur)


2 komentarze: