wtorek, 27 października 2015

2004 krawat, 2004 dzień, 26/10/15

Dobry wieczór! Po wczorajszej pracy w komisji wyborczej dzisiaj mogłem wrócić do moich ulubionych obserwacji w środkach komunikacji miejskiej. Najpierw w autobusowym automacie próbowałem wznowić kontrakt (czytaj: kupić bilet miesięczny), ale miałem problem, bo tekst był napisany językiem dokumentów PKW. Na dodatek autobus szarpał niemiłosiernie, więc co pewien czas byłem zmuszany rozpoczynać czynność od nowa. Kiedy to mi się w końcu udało przesiadłem się do tramwaju. Trasa do Mordoru, Mekki polskiego niby-kapitalizmu. Stanąłem przy drzwiach, wokół siedzieli młodzi ludzie (30-40 lat), raczej zamożni, ubrani w obowiązkowe teraz pikowane kurtki à la barbour. Do tego modne obuwie sportowe. W powietrzu mieszał się zapach markowych wód kolońskich. Wpatrzeni i wsłuchani w swoje smartfony, wygodnie rozparci na siedzeniach. Na kolejnym przystanku weszła ubogo wyglądająca starsza pani o kuli. Za sobą wtargała wózek na kółkach. Wzrok posiadaczy pikowanych kurteczek uniósł się na chwili do góry, ale nie dostrzegali tej kobiety. Dla nich była niewidzialna. Skoro nie było jej widać, nikt nie ustępował miejsca. Na kolejnym przystanku miejsce siedzące opuściła jedna pikowana kurtka, a dwie kolejne ruszyły w stronę zwolnionego siedziska. Zatarasowałem im drogę własnym w końcu solidnym cielskiem mówiąc głośno i stanowczo do tej niewidzialnej kobiety: – Proszę niech pani usiądzie. Nie była przekonana do mojego pomysłu, ale usiadła, być mieć spokój z takim wariatem jak ja. Na następnym przystanku wysiadłem myśląc o tym, że zmiany zmianami, w te i w tamte, postęp postępem, ale mentalność zawsze taka sama. Dobranoc.

(krawat: Into Africa, www.intoafrica.info)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz