Dobry wieczór! Na korytarzu w telewizji, przy pomieszczeniach studyjnych spotkałem znajomego, który przyszedł do specjalnego studia referendalnego, by razem z innymi przedstawicielami drobnej lewicy być przeciw JOW-om. Trochę mnie dziwi ten protest ugrupowań, które i tak nigdzie się nie dostaną, niezależnie od tego jaki będzie system liczenia głosów. Życzyłem jednak sukcesów i oddaliłem się do środka komunikacji miejskiej. Tym razem był to autobus. Miałem szczęście, świat korpo właśnie wracał do swoich apartamentów na kredyt. Dwóch przedstawicieli tego świata, by nie powiedzieć cywilizacji, omawiało problem lancz-boksów (lunch box). Dzięki temu dowiedziałem się, że takie pudełko na posiłek najlepiej powinno składać się z kilku części i mieć oryginalne plastikowe sztućce. Padła nawet cena - 90 zł.
- Musi się szczelnie zamykać. To na górze... Jak się nazywa? No...
- Pokrywka?
- Tak. Pokrywka musi się zamykać. I najlepiej jest plastik jest mlecznobiały.
- Nie ufam plastikowi. Zaraz wykryją, że tysiąc pięćset substancji w nim truje. Lancz-boks musi być tylko szklany.
- Nie wiem, czy w szkle nie ma też czegoś szkodliwego?
- Z piasku jest.
- No, właśnie. Czy piasek jest zdrowy? Nigdy nie jadłem piasku.
Wysiadłem z autobusu. Akurat przy przystanku stał stragan z owocami. Kupiłem śliwki. Węgierki. Od razu wziąłem z torby kilka. Nawet ich nie wycierałem dłońmi. Od razu wkładałem do ust. Czułem przyjemnie słodki smak. Dobranoc.
(krawat: 5th Avenue)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz