poniedziałek, 1 września 2014

1586 krawat, 1586 dzień, 2/09/14

Dzień dobry! Zaniepokojony nadchodzącymi wieściami z kraju udałem się po obfity zapas soli trzeźwiących, których najwyraźniej zabrakło w naszej ojczyźnie, bowiem czytam i dowiaduję się z tego co czytam, że brukselska przemiana premiera Tuska w prezydenta Tuska oznacza albo upadek Polski, albo niespotykaną dotąd w dziejach potęgę. Sole nabyłem i na życzenie oraz bez życzenia będę w kraju podawał potrzebującym. W tym poszukiwaniu trafiłem też do Boro Park (wcześniej na Coney Island przyswoiłem trochę rosyjskiego, wiadomo, może się przydać), gdzie w kiosku znalazłem jedyną dostępną gazetę z Polski. Był nią Super Express donoszący na czołówce, że niejaka Liszowska Joanna zderzyła się z jakąś rzeczywistością. Ponieważ Latynos za ladą zabronił mi czytania bez konsumpcji nadal nie wiem, czy wspomniana pani Liszowska jest kandydatką na premierzycę, czy też osobą pijaną ze szczęścia lub rozpaczy, a może tylko tak normalnie pijaną.
Poza tym w Nowym Jorku cieszy mnie widok wróbli (a przynajmniej na takie wyglądają), nie widziałem żadnych drapieżnych wrono-kruków i im podobnych, których u nas aż nadto i to, iż ich nie widziałem - poza wypchanym egzemplarzem w muzeum - nie ukrywam cieszy mnie niebywale (w muzeum ekspozycja ptaki alpejskie; czyżbyśmy byli już drugą Szwajcarią, a nikt tego w ojczyźnie nie zauważył!).
Nie widziałem też żadnego szopa pracza (poza wypchanym egzemplarzem, jw. - ekspozycja ssaki Ameryki), choć ponoć grasują po tym mieście i są utrapieniem jego mieszkańców jak nie przymierzając nasze bobry są utrapieniem polityków i rolników. Zaś te ich szare wiewiórki tnie dają się fotografować, bo są zdecydowanie ruchliwsze od naszych. Potwornie podekscytowane. Pewnie dlatego że wiewiórki tutaj też muszą uczestniczyć w wyścigu szczurów. Miłego dnia.

(krawat: Hugo Boss)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz