wtorek, 14 lutego 2012

655 krawat, 655 dzień, 14/02/12

Dzień dobry! Pierwszy raz zobaczyłem go zaraz po przeprowadzce. Palił papierosa siedziąc w kucki na balkonie sąsiedniego domu. Sprawiał wrażenie nieobecnego. Zawsze. Nagle po roku, czy dwóch zaczął pić. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktoś tak się upijał. On był pijany... z godnością. To było jak krzyk. I w tym swoim pijaństwie był też dziwnie nieobecny. On po prostu się zabijał. To trwało krótko. Jak w końcu zabił się opowiedziano mi, że jego żona, którą niezmiernie kochał, umarła kilka lat wcześniej na raka mózgu. Kiedy cierpiała nie mógł sobie darować własnej bezradności. I nigdy nie pogodził się z jej odejściem. Aż wreszcie popędził do niej. Zabił się... zapił się z miłości na śmierć. Miłego dnia.

z cyklu: Ludzie, których spotkałem

(krawat: Emilio Lanzetti)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz