niedziela, 26 grudnia 2010

240 krawat, 240 dzień, 26/12/10


Dzień dobry! Nie chcę nikomu psuć świątecznego nastroju. Ale dla mnie od sześciu lat drugi dzień Świąt ma zupełnie inny charakter. Tego dnia odszedł na zawsze Człowiek, który nauczył mnie jak należy wiązać krawat. Mój Ojciec.

(krawat: Milanówek, pamiątka po Ojcu)


Bon voyage

Nie zapomnę późnego wieczoru 25 grudnia 2004 roku. Pamiętam drażniła mnie wtedy stojąca na Jego szpitalnej szafce torba na kosmetyki. Była czerwona z idiotycznym napisem "Bon voyage".
Drażniła, bo zawsze był nienagannie ubrany. Zapakowała ją pewnie w pośpiechu Mama, gdy karetka zabierała w Go w tę podróż do szpitala. Kiedy walczymy o życie, kiedy mamy aparat tlenowy i cewnik, konwenanse przestają być tak ważne.
Siedziałem w szpitalu przy Nim. Wiedziałem, że To już nadchodzi. Że nie da się Tego oszukać. Ale chciałem podtrzymać bardziej w sobie niż w nim tę iskrę nadziei, więc masowałem wytrwale Jego coraz chłodniejsze dłonie i stopy. Mówiłem do Niego szeptem, zapewne z powodu ściśniętego gardła. Bardzo późnym wieczorem musiałem wyjść, by potem przez całą noc czekać na telefon, który w końcu nad ranem zadzwonił.
Pamiętam, wychodząc spojrzałem na tę czerwoną torbę i ostatni raz na Niego. Pomyślałem: - Bon voyage, Ojcze.

Józef Sieczkowski, zmarł 26 grudnia 2004 roku.

2 komentarze:

  1. Z całego serca mi przykro, a niby święta to taki radosny czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. @anabe: Dziękuję. Bardzo dziękuję. Piszę o tym, bo uważam, że trzeba też pisać o rzeczach ważnych. Krawaty nie mają żadnego znaczenia wobec tych, których kochamy.

    OdpowiedzUsuń