środa, 5 kwietnia 2017

2531 krawat, 2531 dzień, 5/4/17

Dobry wieczór! Po ósmej za oknem usłyszeliśmy bicie w bębny i jakieś skandowanie. Pod moim balkonem było jednak pusto (swoją drogą, nie rozumiem dlaczego). Musieli więc protestować trochę dalej, na Rakowieckiej. Nikogo jednak nie było widać, a ja nie mam –niestety – teleskopowej szyi. Dochodził jedynie hałas, co stwierdzałem przy pomocy posiadanych od urodzenia naturalnych urządzeń audio. Ciekawiła mnie ta wieczorna impreza, ale byłem zbyt zmęczony, by sprawdzać w jakiej słusznej (posłusznej, niesłusznej – niepotrzebne skreślić) sprawie tyle rabanu, bo wsparcia manifestantom udzieliły też okoliczne psy wyjąc i szczekając niemiłosiernie w oknach.
W końcu moje psy mnie wyciągnęły mnie na rekonesans w terenie, bo reporterskie, wścibskie dusze. Kiedy wyszliśmy na ulicę akurat manifestanci się rozchodzili. To byli (anty?)faszyści, chyba, bo ja ich już nie rozróżniam, szczególnie kiedy biją się między sobą, choć teraz nikt się nie tłukł. Odnoszę wrażenie, że wracali spod ambasady Turcji, więc chyba to nie był wiec poparcia dla Erdogana. A to oznacza, że teraz byli chyba ci anty. Usłyszałem jeszcze, jak jeden z demonstrantów narzekał na opinię publiczną. No, cóż kiedy manifestację organizuje się późnym wieczorem, w czasie gdy ulice są puste, a i ambasada nie pracuje, trudno spodziewać się tzw. rezonansu. Może wszystkiemu winny jest światowy spisek, ale wy „anty” nie narzekajcie, w końcu wsparcia udzieliły wam ujadające psy. A były już w okolicy takie manifestacje, że nawet psy się tym nie interesowały. Dobranoc.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz