sobota, 6 sierpnia 2016

2289 krawat, 2289 dzień, 6/8/16


Dobry wieczór! Zachęcony sukcesem postanowiłem sukces powtórzyć i w tym celu udałem się do wietnamskiego baru, by ponownie spożyć wołowinę po seczuańsku. Przywitano mnie dość oschle, może raczej obojętnie. Kobieta siedząca za ladą piersią karmiła małego chłopca, a czynność ta powodowała, że sprawiała ona wrażenie jakby mnie w ogóle nie widziała, oczy miała jakieś mętne i coś niezrozumiałego mówiła na moje zrozumiałe i bardzo precyzyjne stwierdzenia.
Specjalnie nie koncentrowałem na niej uwagi, bo patrzyłem na bogatą listę potraw. Byłem głodny i miałem ochotę na połowę dań, albowiem bardzo lubię kuchnię dalekowschodnią. Zapłaciłem i w niepokoju oczekiwałem na potrawę obawiając się, że mogłem być źle zrozumiany, bo te bariery kulturowe i językowe są straszne, a ona taka nieprzytomna. W końcu zawołano mnie niezrozumiale i okazało się, że zrozumiano co miałem na myśli. Jadłem więc z apetytem wołowinę po seczuańsku rozmyślając o barierach kulturowych.
W tym czasie kobieta przestała karmić i krążyła z dzieckiem na ręku po sali, mogłem się jej lepiej przyjrzeć. Nie była zbyt urodziwa, czyli nie była w moim typie. Z kolei jej dziecko było śliczne, bo wszystkie dzieci azjatyckie są piękne. Moim zdaniem wśród całego naszego gatunku rasa żółta ma najpiękniejsze dzieci.
Tak sobie siedziałem rozmyślałem o karmieniu piersią, dzieciach, nawet o samym piersiach, do których mam stosunek bardzo pozytywny i entuzjastyczny. Ale przede wszystkim zastanawiałem się nad barierami kulturowymi i o tym jak trudno je pokonać. Mam dużo sympatii i szacunku dla Azjatów. Osobiście jestem za integracją i asymilacją. Ale jednak pewne bariery, hamulce w zbliżaniu ludzi powinny być i to w interesie właśnie tych asymilujących się. Bo w końcu, po jaką cholerę tej Wietnamce wiedza co Marek Migalski myśli o karmieniu dzieci piersią. Dobranoc.

(krawat: St. Michael from Marks and Spencer)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz