Dzień dobry! Rano w wannie przypomniała mi się historia sprzed co najmniej 15 lat. Wracałem z jakiegoś balu. Wychodziłem jako jeden z ostatnich, bo szczęśliwie dorwałem dobrą partnerkę do tańca, więc tańczyłem do upadłego. Tancerką była pewna znana aktorka. Musieliśmy być nieźle wstawieni, bo ona myślała, że jestem dobrym tancerzem, a ja nie mogłem sobie przypomnieć skąd ją znam. W końcu zabrał ją jej partner życiowy, więc wychodząc samotnie zabrałem ze sobą ze 20, 30 balonów. Może nawet więcej. I z tymi balonami pakowałem się do taksówki. Część zmieściła się do bagażnika, reszta - mimo protestów taksówkarza - wypełniła cały środek auta. Podczas jazdy taksówkarz zaczął się zwierzać, bo generalnie taksówkarze mi się zwierzają. Mówił coś o dzieciach, córce i synu. Kiedy dojechaliśmy pod mój dom. Zapłaciłem taksówkarzowi i powiedziałem: - A balony niech pan da swoim dzieciom.
- Ale córka ma 30, a syn 27 lat... - próbował oponować.
- Potrzebują ciepła rodzicielskiego, uczucia, że dla pana są ciągle dziećmi - mówiłem przeciskając się wśród balonów do drzwi samochodu.
- Ale... nie mam nawet wnuków... - zaczął kierowca.
- To niedługo będzie je pan miał - przerwałem rozmowę zamykając drzwi.
Nie odjechał od razu. Jeszcze przez chwilę stał. W końcu ruszył taksówką pełną balonów. Miłego dnia.
(krawat: Gilberto)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz